Pierwsza wystawa BOOKmacherów odbyła się w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu na przełomie 2016 i 2017 roku w wyniku starań ówczesnej kierowniczki Katedry Projektowania Graficznego Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta Magdaleny Wosik. Głównymi organizatorami ze względu na profil wydarzenia zostali pracownicy i studenci dwóch Pracowni – Książki i Ilustracji, a kuratorami wystawy prowadzące Pracownię Książki: Magdalena Wosik, Karolina Maria Wiśniewska i Joanna Skrzypiec-Żuchowska oraz prowadzący Pracownię Ilustracji Tomasz Broda, który jest jednocześnie autorem hasła, będącego tytułem wystawy.
Jednym z impulsów do zaprezentowania dorobku Katedry w dziedzinie tworzenia książki i ilustracji był zapoczątkowany chwilę wcześniej proces wyodrębniania się sześciu pracowni dyplomujących spośród wewnętrznej struktury Katedry Projektowania Graficznego, do tej pory rozróżnianych głównie przez nazwiska prowadzących. Pracownia Książki i Pracownia Ilustracji zaczęły funkcjonować zgodnie ze swoim profilem artystycznym i przejęły całkowicie pracę nad książkami, które wcześniej powstawały niemal w każdej pracowni wrocławskiej ASP.
Wyzwaniem okazało się zebranie prac i uzupełnienie dokumentacji fotograficznej. Ta już istniejąca w dużej mierze nie spełniała oczekiwań kuratorów wystawy. Dużym wsparciem okazał się Jerzy Buława z katedralnego Laboratorium Wzorca Odbitki Poligraficznej, który udostępnił przestrzeń do wykonania dokumentacji, wykorzystania jej do zaprojektowania plansz, a następnie wydrukowania gotowych materiałów.
Istotą wystawy było pokazanie prac studenckich i zaangażowanie autorów do wykonania oprawy graficznej wydarzenia, by umożliwić im utożsamienie się z nim. Autorem identyfikacji wizualnej: znaku i projektu plakatu został wyłoniony w wewnętrznym konkursie Pracowni Książki i Pracowni Ilustracji Paweł Kaczmarczyk – obecnie absolwent uczelni.
Wystawa została zaprezentowana na czwartym poziomie Narodowego Forum Muzyki. Kameralna w odbiorze książka zmierzyła się z dużą przestrzenią, w której zagrały kontrasty. Obok tradycyjnych, wydanych drukiem woluminów powieszonych na linkach (głównie autorstwa pedagogów) pokazano duże plansze z fotografiami przedstawiającymi wystawiane książki i projekty oraz reprodukcjami ilustracji. Ekspozycja została umownie podzielona na części prezentujące różne stylistyki. Oprócz klasycznych w formie książek pojawiły się także opracowania komiksowe kreślone zarówno do klasyki literatury, jak i do autorskich tekstów. Wystawie książek towarzyszyła prezentacja opraw introligatorskich, wykonanych przez studentów podczas warsztatów artystycznego oprawiania książek, przeprowadzonych przez Katię Zubakhinę. Pojawił się także prawdziwy słup ogłoszeniowy do ekspozycji graficznych anonsów matrymonialnych autorstwa Beaty Filipowicz. Wystawie towarzyszyło wydawnictwo w formie zestawu pocztówek z ilustracjami zamknięte w tekturowym pudełku, zaklejonym banderolą z logotypem BOOKmacherów.
Wystawę zauważył ówczesny dyrektor Wrocławskiego Domu Literatury Jan Choroszy, który zaprosił BOOKmacherów do Hali Stulecia podczas trwania Wrocławskich Targów Dobrych Książek. Tym razem ekspozycja została poszerzona o pokaz filmów, prezentujących nowo powstałe prace. Jan Choroszy zainicjował wydanie w wydawnictwie Warstwy autorskiej książki „Rekiny” Alicji Grobelki, która była prezentowana podczas jednej z odsłon BOOKmacherów.
W Pracowni Książki nadal powstają ciekawe, wartościowe projekty, które są na bieżąco prezentowane w kameralnych przestrzeniach takich jak wrocławski Domek Miedziorytnika czy uczelniana Gablota przy Rektoracie. Zdarza im się także wychodzić poza ten obszar np. do Galerii 36,6 Instytutu Sztuki Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie czy do przestrzeni wirtualnej Miejskiej Biblioteki Publicznej w Opolu.
2wilki w Akademii Sztuk Pięknych
Na przełomie 2017 i 2018 roku napisałam kilka krótkich tekstów: „Dwie Niny”, „Pokój bez okien”, „Edgar”, „Café Noir” i „Café Noir. Lola”, które zilustrował Rafał Grabarczyk. Gdy otrzymałam propozycję współpracy przy jednym z zadań semestralnych Pracowni Książki zaproponowałam, by studenci zmierzyli się z projektami picture book’ów dla dorosłych, do których inspiracją będą wymienione formy literackie. Byłam ciekawa, czy po kilku latach od napisania dostarczą wystarczająco dużo bodźców do stworzenia graficznej odpowiedzi na zawarte w nich zagadnienia.
Początkowo zakładałam, że studenci wybiorą wspólnie jeden tekst, nad którym będą pracowali indywidualnie. W trakcie spotkania na uczelni okazało się jednak, że do każdego z młodych ludzi przemawia inna historia. Wspólnie z Magdą Wosik, Karoliną Wiśniewską i Joanną Skrzypiec-Żuchowską zdecydowałyśmy się rozszerzyć pole zainteresowania na wszystkie teksty. W ten sposób każda z osób mogła pracować nad opowieścią, która wzbudzała w niej emocje.
Prace studenckie
W styczniu 2022 roku odbyło się spotkanie on-line, w trakcie którego studenci (Alicja Domańska, Angelika Iżykowska, Aneta Marmul, Iga Bujarkiewicz, Jan Kozłowski, Katarzyna Banasiak, Katarzyna Kąpała, Kinga Gralak, Marta Oleksy, Paulina Piechaczek, Sara Szendera i Wiktoria Kruk) zaprezentowali swoje prace.
Z dużym zainteresowaniem słuchałam wypowiedzi studentów dotyczących procesu twórczego. Byłam pod wrażeniem różnorodności form i indywidualności w podejściu do zadania. Po obejrzeniu projektów prowadzące Pracownię Książki przyznały, że rzadko zdarza się, by wszystkie prace prezentowały tak zbliżony i jednocześnie wysoki poziom artystyczny.
„Dwie Niny”
Nina codziennie wieczorem wygląda przez okno swojego mieszkania na drugim piętrze, by dostrzec dziecko, którym kiedyś była. Tęskni za nim, ale nie umie go odnaleźć. Szukała już wszędzie: na zakurzonym strychu w domu babci, na starych zdjęciach, w kupce piasku, który kiedyś był piaskownicą i w spróchniałej szopie służącej dawniej za twierdzę. Nigdzie jej nie ma. Małej Niny z błękitnym latawcem nikt nie widział od lat.
Dorosła Nina chowa coś pod uśmiechem. Tajemnicę. Strzeże jej pilnie, by nie uciekła i nie znalazła miejsca gdzieś indziej, bo wtedy Nina zostanie zupełnie sama. Będzie tylko ona i jej rudy warkocz, który zaplata wieczorem przed snem, a to za mało, żeby zrobić dom.
Z Tajemnicą żyje się ciężko. Jest kapryśna i wymaga ciągłej uwagi. Nie pozwala o sobie zapomnieć choćby na chwilę. Trzeba ją pielęgnować i dokarmiać, by chciała zostać. Czasami droczy się z Niną, udając, że poznała kogoś innego, więc między nimi koniec. A potem wraca skruszona i przez chwilę jest naprawdę dobrze.
Tylko mała Nina, z błękitnym latawcem, zna Tajemnicę dorosłej Niny. Obie poznały ją dawno temu. Tajemnica powiedziała, że zostanie z nimi na zawsze. Należy tylko do nich i nikt nie może się o niej dowiedzieć, bo wtedy zniknie.
Dorosła Nina chce przytulić siebie sprzed lat. Wziąć dziecko, którym była na kolana i pogłaskać po rudej główce. Wyszeptać mu bajkę na ucho i utulić do snu. A rano wziąć za rękę, wyjść przed dom i puszczać błękitny latawiec, aż do zmierzchu. Czeka więc, aż mała Nina wróci, wdrapie się, po jej długich, rudych włosach na drugie piętro i zostanie z nią na zawsze…
Projekt Anety Marmul
Aneta Marmul posłużyła się zdjęciami z dzieciństwa, by opowiedzieć o procesie poszukiwania siebie, który uznała za clou opowieści. Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie niebieskiej nitki przechodzącej w graficzną kreskę przewijającą się przez strony książki obrazkowej, który okazuje się być sznurkiem latawca.
Projekt Katarzyny Banasiak
Katarzyna Banasiak wykonała swój projekt na materiale krawieckim, wykorzystując bardzo trudną technikę, by uzyskać przestrzenny efekt.
Projekt Sary Szendery
Ciekawym zabiegiem w projekcie Sary Szendery jest wprowadzenie postaci małej Niny w ulotnej formie konturów wypełnionych białą plamą, podkreślającą „cichą” niemal niezauważalną obecność przeszłości.
„Pokój bez okien”
W pokoju bez okien jest ciemno i duszno. Nie słychać w nim Śmiechu. Śmiech jest zbyt głośny. Zburzyłby z trudem zbudowany Spokój – małą Stabilizację o pustych oczach. A może by tak usiąść pod ścianą na krześle? Pokołysać się chwilę w przód i w tył, a potem zasnąć stuletnim snem księżniczki o złotych włosach? Przespać wszystko i obudzić się już tylko szczęśliwą? Cóż, kiedy krzesło boleśnie uwiera w plecy, nie dając zasnąć.
Kobieta wie co znaczy czekać. Na odpowiedni moment. Właściwą chwilę. Lepsze czasy. Aż dzieci dorosną. Jeszcze tylko nadrobi zaległości z pracy. Odbierze córkę z przedszkola. Zrobi zakupy. Zawiezie syna na mecz koszykówki. Ugotuje obiad na jutro, posprząta w kuchni, nastawi pranie, uprasuje mężowi koszulę, STOP! – zapomniała ładnie wyglądać… no to: make-up, włosy upięte, sukienka koniecznie modna, szpilki dopasowane kolorem i … JUŻ! Teraz zajmie się sobą… Będzie tworzyć: tańczyć, śpiewać, malować, pisać i lepić w glinie. Będzie biegać z wilkami!
– Nie garb się! Głowa do góry, łopatki ściągnięte, kolana razem. Grzeczne dziewczynki nie chodzą po drzewach! – słyszy w głowie zardzewiały głos matki.
Siedzi więc bez ruchu. Skamieniała. Na kilka sekund zapomina oddychać. W końcu łapie nerwowo jeden duży haust powietrza i czeka, aż przestanie być głodna innego życia. To w końcu minie. Takie chwile nigdy nie trwają długo…
– Masz wszystko czego ci trzeba. MASZ wszystko czego ci trzeba. Masz WSZYSTKO czego ci trzeba! – powtarza w myślach.
Próbuje zagłuszyć w sobie duszę dzikiej kobiety. Zagadać pragnienie tworzenia. Wszystko na nic. Wciąż umiera powolną śmiercią miliona istnień zamkniętych w złotej klatce. Zaczyna rozumieć, że musi wyprawić sobie pogrzeb. Zakopać w ziemi stare przyzwyczajenia, złudne konwenanse, stereotypy myślenia i zbudować się od nowa. Gdy zostają z niej już tylko białe, rozsypane po podłodze kości zaczyna żyć.
Ściana pęka w ledwie widoczny kształt drzwi. Do środka sączy się jeszcze nikły, ale ożywczy strumień powietrza. Na pokrytej kurzem, kamiennej posadzce pojawia się pierwsza smuga światła. Szkielet powoli pokrywa się mięsem. Odrasta świeża, jeszcze różowa skóra. Oczodoły wypełniają się blaskiem kolorowych tęczówek. Mięśnie prężą się do skoku. Kobieta chce biec i kruszyć mury…
Projekt Wiktorii Kruk
Praca Wiktorii Kruk emanuje kobiecością, zmysłowością i elegancją. Forma leporello zamknięta w kipiącym czerwienią kartonowym pudełku pobudza wyobraźnię, przywodząc na myśl tajemnice alkowy.
Projekt Katarzyny Kąpały
Katarzyna Kąpała wybrała formę plakatu, wykonanego techniką druku cyfrowego riso do zaprezentowania swojego sposobu widzenia kobiecości.
Projekt Igi Bujarkiewicz
Motywem przewodnim graficznej opowieści Igi Bujarkiewicz jest krzesło, z którego wyrastają opowieści o przemianie kobiety.
„Edgar”
Edgar od dłuższej chwili wpatrywał się w okno. Z zamyślenia nie wyrwało go nawet bicie dużego, stojącego w rogu pokoju zegara, które zazwyczaj wywoływało w nim graniczący z obłędem stan ekscytacji.
Edgar od dłuższej chwili wpatrywał się w okno. Z zamyślenia nie wyrwało go nawet bicie dużego, stojącego w rogu pokoju zegara, które zazwyczaj wywoływało w nim graniczący z obłędem stan ekscytacji. Wielki, czarny, jednooki kocur o imieniu Pluton ocierał się o jego nogi, mrucząc przymilnie w akcie desperacji. Nawet on czuł, że Edgar nie jest dziś sobą. Mężczyzna od kliku dni snuł się po domu jak William Wilson, czyli swój własny cień. Codziennie toczył z nim długie i dość dekadenckie debaty na tematy egzystencjalne osobistej natury, nadał mu więc tożsamość, by wiedzieć z kim rozmawia. Nie lubił dzielić się swoim wnętrzem z nieznajomymi. Prawdę mówiąc, Edgar w ogóle nie był zbyt towarzyski, świetnie odnajdował się natomiast w kontakcie z własnym alter ego.
Trudno było uznać salon Edgara za przytulny. Czarne ściany i czarny dywan sprawiały dość ponure wrażenie, dając matce mężczyzny powód do nieustannych, wygłaszanych żałobnym tonem, wykładów.
– Dziecko, tak nie można, wykończysz się tutaj, odsłoń chociaż zasłony, wpuść trochę światła, okno otwórz, taki blady jesteś, wpędzisz się w chorobę, jak słowo daję, tak nie można całe życie, matka ci to mówi, przecież ja dobrze chcę dla ciebie… itp. itd.
Wbrew przewidywaniom rodzicielki, a może i na złość staruszce, Edgar nie tylko nie zakończył przedwcześnie żywota, ale miał się świetnie. Aż do zeszłej środy, kiedy to pijąc herbatkę z dawnym przyjacielem Usherem i jego siostrą, zdaje się bliźniaczką, Lady Madeleine, którzy wpadli na chwilę zza światów, uświadomił sobie, że dawno nie widział kruka… Wronę owszem. Gawrona, a jakże. Ale nie kruka. Ptak, co prawda, odgrażał się wielokrotnie, że NEVERMORE, ale zawsze wracał w porze karmienia, umożliwiając Edgarowi obserwacje ornitologiczne za pośrednictwem wygrzebanej na strychu, starej lornetki. Nic więc dziwnego, że dłuższa nieobecność ptaszyska wzbudziła w nim niepokój. Była również przyczyną niepowetowanej straty czasu na bezproduktywne wpatrywanie się w okno i uszczerbku na jakości ilustrowanego inwentarza ptaków, który prowadził od… zawsze…
Wiele lat później Mistrz Młynarski przyznał się oficjalnie do wypaczonego gustu. Fakt, że lubi wrony wstrząsnął opinią publiczną. Ptaki, znane głównie z ilustrowanego inwentarza Edgara, miały złą sławę. Mężczyzna wielokrotnie nazywał je stróżami piekieł. Szwarccharakter, ciemne upierzenie i ciągoty do dłubania w ziemi zdawały się potwierdzać tą teorię. Rozpętało się piekło. W związku ze zwiększonym zainteresowaniem społecznym wronami, odnotowano nagły wzrost liczebności strachów na, Bogu ducha winne, wróble. Młynarskiego natomiast posądzono o sympatyzowanie z przedstawicielami niewłaściwego gatunku. Przeprowadzono dochodzenie. Przy okazji wyjaśniła się sprawa sprzed lat dotycząca tajemniczych okoliczności zniknięcia kruka. Okazało się, że ptak oprócz ptasiego móżdżka miał też swój rozum. Widząc dekadenckie zamiłowania Edgara, zrezygnował z miejsca w inwentarzu, nie chcąc skończyć jak wrony i przeniósł się w mniej mroczne okolice. Teraz to już jednak bez znaczenia… Jedno jest pewne: rozdzióbią nas i kruki… i wrony. A nawet wróble.
Projekt Pauliny Piechaczek
Połączenie odcieni zieleni, czerni i bieli z mocną kreską sprawia, że projekt Pauliny Piechaczek jest bardzo wyrazisty. Podkreśla widoczne w tekście nawiązania do twórczości Edgara Alana Poe.
Projekt Jana Kozłowskiego
Jan Kozłowski wybrał ciemną kolorystykę i pozbawione wyraźnych konturów plamy jako formę wyrazu artystycznego. Motywem przewodnim są wyłaniające się z malarskiego tła, zarysowane mocniejszą kreską kruki.
„Café Noir”
Kible są ohydne. W dodatku trudno dostępne. Trzeba się drapać po schodach na pierwsze piętro, tylko po to, żeby za chwilę złazić z powrotem. Miejsca jest tak mało, że człowiek obija się tyłkiem o drugiego przy każdym najmniejszym nawet ruchu. Stoliki lepkie od potu. Podłoga lepka od brudu. Piwo smakuje jak siuśki. Café Noir ma tylko jedną zaletę: lokalizację. Znajduje się przecznicę od mojego mieszkania.
Tego wieczoru Lola jest jakaś nieswoja. Przebrała się już w prywatne ciuchy i popija sobie przy barze tuż przed zamknięciem lokalu. Piękniś przystawia się do niej jak zwykle, ale tym razem bez skutku.
– Lola, ty to masz nóżki, prima sort…
– Spierdalaj Piękniś!
Zbity z tropu elegancik znika w papierosowym dymie. Lola sączy drinka przez zaciśnięte usta. Ma dość oczywisty typ urody… rozrywkowy. Podkreśla go lateksową spódnicą długości majtek i koronkową bluzką w kolorze krwistej czerwieni. Bawi się słomką w sposób, który nasuwa jednoznaczne skojarzenia. Kołysze butem na wysokim obcasie, zawieszonym na palcach lewej stopy, w hipnotyzujący sposób. Gapię się na nią jak kretyn, choć nie jest w moim typie. Z zamyślenia wyrywa mnie głośne chrapanie. Ochlaptus siedzi obok mnie przyklejony łokciami do kontuaru z głową zwieszoną bezwładnie między ramionami. Od dłuższej chwili nie ma z nim kontaktu. Zdaje się, że ostatni kieliszeczek odebrał mu władzę w ciele. Niedobrze. Rozglądam się dokoła w poszukiwaniu frajera zdolnego odtransportować go na drugi koniec miasta za przysłowiowe Bóg zapłać, które w jego wykonaniu będzie brzmiało raczej: co jest kurwa?, ale amatorów sportów ekstremalnych brak. Trudno. Spędzi tę noc na bruku. Mam dziś coś do załatwienia. W chwili, gdy zamierzam wstać, w drzwiach pojawia się Gangster. Ocieka deszczem i testosteronem.
– Te, gangsta – cedzi przez zęby Ochlaptus.
Skubany, nagle wytrzeźwiał. Facet w prochowcu idzie w naszym kierunku. Słyszę jak rzuca bluzgami pod nosem, nie wypuszczając z ust peta…
Rano budzi mnie kac i niezapłacony czynsz zmaterializowany w postaci właścicielki budynku walącej pięścią w drzwi. Wstaję niechętnie. Czaszka mi pęka. Ból w skroniach przyprawia o mdłości. Zamiast do drzwi, idę więc do kibla. Gdy wreszcie odrywam się od sedesu, patrzę w lustro. Wyglądam jak gówno. Dotykam ręką lepkiej rany na czole, z której wciąż sączy się krew. Muszę się przewietrzyć. Idę w kierunku Café Noir. Jakimś cudem zawsze ląduję w tym miejscu. Z daleka widzę tłum ludzi.
– Znaleźli Lolę – Ochlaptus wyrasta obok mnie jak duch.
– Gdzie?
– Tam…
Robi mi się dziwnie gorąco. Znowu mnie mdli. Puszczam pawia wprost do studzienki kanalizacyjnej. Powoli dociera do mnie, że cały czas ściskam coś w dłoni: but – czerwoną szpilkę…
Projekt Alicji Domańskiej
Jedynym akcentem kolorystycznym, kontrastującym z czernią i bielą w projekcie Alicji Domańskiej jest połyskująca czerwień szpilki, wyklejki oraz szycia książki.
Projekt Marty Oleksy
Marta Oleksy przeniosła ideę książki obrazkowej na etykietę butelki czerwonego wina o nazwie Café Noir.
„Café Noir. Lola”
Café Noir. Przeklęte miejsce. Przychodzę tu codziennie od lat. Ciągle spotykam te same, szare twarze, które chcą zapomnieć. O niezapłaconych rachunkach. Posranym dzieciństwie. Nieudanym życiu. Zrzędzącej żonie. Dzieciach, które nie wiedzieć czemu zeszły na psy.
Każdego dnia czuję ten sam zapach rozczarowania utopionego w wódce i nic nieznaczącym seksie. Marionetki. Wszystko to marionetki, które bezmyślnie poddają się woli lalkarza pociągającego za sznurki. Tańczą jak im zagram.
– Lola! Rusz tą swoją śliczną dupę i zapierdalaj na scenę!
Scena. Mocne słowo jak na kawałek zaplutej podłogi… A jednak to tutaj mam nad nimi władzę. Każdy mój ruch przyciąga spojrzenia. Pobudza zmysły. Daje kontrolę nad stadem zwierząt, które łączy jedno – instynkt. Pierwotny i niepohamowany.
I’ve told every little star
Just how sweet I think you are
Why haven’t I told you?
Da-dum, da-da-da-da-da-da-da
Da-dum, da-dum
Da-da-da-da-da-da-da-da
Zasycha mi w ustach. Na chwilę zapominam kim jestem i co tu robię. Myślę tylko o tym, że gdzieś tam jest. Patrzy na mnie. Głośno przełykam ślinę. Próbuję się ruszyć, ale nie mogę. Jakaś siła wgniata mnie w ziemię. Słyszę wokół siebie śmiechy i szepty. Stłumione. Słyszane jakby z oddali. Kątem oka widzę ciemną postać.
I’ve told ripples in a brook
Made my heart an open book
Why haven’t I told you?
Da-dum, da-da-da-da-da-da-da
Da-dum, da-dum
Da-da-da-da-da-da-da-da
Zabija mnie niepewność. Tysiąc możliwych scenariuszy miażdży mi czaszkę przeszywającym bólem. Czuję się naga. Przeźroczysta. Przewidywalna. Nie mogę już sobie ufać.
Friends ask me „am I in love”?
I always answer „yes”
Might as well confess
If I don’t they guess
Da-dum, da-da-da-da-da-da-da
Da-dum, da-dum
Da-da-da-da-da-da-da-da
Muszę to zrobić dzisiaj. W przeciwnym razie już nigdy nie zdobędę się na odwagę. Café Noir mnie zniszczy. Wrośnie we mnie i wypatroszy od środka jak resztę nieszczęśników, którzy przychodzą tu, bo myślą, że tego właśnie chcą.
Maybe you may love me too
Oh my darling if you do
Why haven’t you told me?
Da-dum, da-da-da-da-da-da-da
Da-dum, da-dum
Da-da-da-da-da-da-da-da…
Projekt Angeliki Iżykowskiej
Barwny, energetyczny projekt Angeliki Iżykowskiej przywodzi na myśl film argentyńsko-francuskiego reżysera i producenta filmowego Gaspara Noé „Climax”.
Projekt Kingi Gralak
Połyskująca brokatem okładka i nawiązujące do niej kolorystycznie ilustracje odnoszą się do klimatu klubu nocnego, w którym światło kontrastuje z mrokiem.
Wystawa w Gablocie przy Rektoracie
Na przełomie stycznia i lutego 2023 roku odbyła się wystawa prezentowanych wyżej prac. Przygotowane specjalnie na tą okazję wielkoformatowe plansze oraz prototypy picture book’ów zostały umieszczone w Gablocie przy Rektoracie Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, by cieszyć oko odwiedzających.