Kible są ohydne. W dodatku trudno dostępne. Trzeba się drapać po schodach na pierwsze piętro, tylko po to, żeby za chwilę złazić z powrotem. Miejsca jest tak mało, że człowiek obija się tyłkiem o drugiego przy każdym najmniejszym nawet ruchu. Stoliki lepkie od potu. Podłoga lepka od brudu. Piwo smakuje jak siuśki. Café Noir ma tylko jedną zaletę: lokalizację. Znajduje się przecznicę od mojego mieszkania.
Tego wieczoru Lola jest jakaś nieswoja. Przebrała się już w prywatne ciuchy i popija sobie przy barze tuż przed zamknięciem lokalu. Piękniś przystawia się do niej jak zwykle, ale tym razem bez skutku.
– Lola, ty to masz nóżki, prima sort…
– Spierdalaj Piękniś!
Zbity z tropu elegancik znika w papierosowym dymie. Lola sączy drinka przez zaciśnięte usta. Ma dość oczywisty typ urody… rozrywkowy. Podkreśla go lateksową spódnicą długości majtek i koronkową bluzką w kolorze krwistej czerwieni. Bawi się słomką w sposób, który nasuwa jednoznaczne skojarzenia. Kołysze butem na wysokim obcasie, zawieszonym na palcach lewej stopy, w hipnotyzujący sposób. Gapię się na nią jak kretyn, choć nie jest w moim typie. Z zamyślenia wyrywa mnie głośne chrapanie. Ochlaptus siedzi obok mnie przyklejony łokciami do kontuaru z głową zwieszoną bezwładnie między ramionami. Od dłuższej chwili nie ma z nim kontaktu. Zdaje się, że ostatni kieliszeczek odebrał mu władzę w ciele. Niedobrze. Rozglądam się dokoła w poszukiwaniu frajera zdolnego odtransportować go na drugi koniec miasta za przysłowiowe Bóg zapłać, które w jego wykonaniu będzie brzmiało raczej: co jest kurwa?, ale amatorów sportów ekstremalnych brak. Trudno. Spędzi tę noc na bruku. Mam dziś coś do załatwienia. W chwili, gdy zamierzam wstać, w drzwiach pojawia się Gangster. Ocieka deszczem i testosteronem.
– Te, gangsta – cedzi przez zęby Ochlaptus.
Skubany, nagle wytrzeźwiał. Facet w prochowcu idzie w naszym kierunku. Słyszę jak rzuca bluzgami pod nosem, nie wypuszczając z ust peta…
Rano budzi mnie kac i niezapłacony czynsz zmaterializowany w postaci właścicielki budynku walącej pięścią w drzwi. Wstaję niechętnie. Czaszka mi pęka. Ból w skroniach przyprawia o mdłości. Zamiast do drzwi, idę więc do kibla. Gdy wreszcie odrywam się od sedesu, patrzę w lustro. Wyglądam jak gówno. Dotykam ręką lepkiej rany na czole, z której wciąż sączy się krew. Muszę się przewietrzyć. Idę w kierunku Café Noir. Jakimś cudem zawsze ląduję w tym miejscu. Z daleka widzę tłum ludzi.
– Znaleźli Lolę – Ochlaptus wyrasta obok mnie jak duch.
– Gdzie?
– Tam…
Robi mi się dziwnie gorąco. Znowu mnie mdli. Puszczam pawia wprost do studzienki kanalizacyjnej. Powoli dociera do mnie, że cały czas ściskam coś w dłoni: but – czerwoną szpilkę…
Tekst: Karolina Grabarczyk
Ilustracje: Rafał Grabarczyk
Animacja: Rafał Grabarczyk
Muzyka: Adrian Anioł
W tej samej serii:
część druga: Café Noir. Lola