Pomysł na art book „Toro” zrodził się przypadkiem. Podczas luźnej rozmowy, pomiędzy jedną lampką wina a drugą. Gdzieś w ogrodzie przy wspólnym stole.
Nika chodziła wtedy na basen. Opowiedziała mi krótką historię łańcuszka, który znalazła na dnie zbiornika podczas nurkowania. Zostawiła go w recepcji na wypadek, gdyby ktoś go szukał. Okazało się, że należał do piaseczyńskiej pani doktor. Pomyślałyśmy o anonimowości, jaką zapewniają czepki, kostiumy kąpielowe oraz okulary i maski do pływania. O tym, jak niewiele wiedzą o sobie ludzie, pokonujący ten sam dystans na sąsiednim torach, jak łatwo ulec złudzeniom i nie dostrzec prawdy. Do tego doszedł motyw wody: obmywającej, zmywającej brud, spłukującej maski…
***
„TORO” to książka artystyczna o eksperymentalnej formie wyrazu, która z pewnością wzbogaci kolekcję pasjonatów literatury i pięknych przedmiotów. Mówi o szeroko pojętej inności, wyobcowaniu, utracie i poszukiwaniu tożsamości, poczuciu własnej wartości. Ale także o niepozornych aktach odwagi, które zmieniają wszystko.
Tekst Karoliny Grabarczyk to toczące się równolegle historie czarnego konia Toro i Zebry, rozgrywające się w przestrzeni basenu. Woda jest tutaj nie tylko elementem fizycznym, ale również symbolicznym. Zmywa brud, maski, pozwala zobaczyć prawdziwe oblicze.
Wykonane ręcznie, przy użyciu farb akrylowych w kolorze czarnym, białym i pomarańczowym, ilustracje Niki Jaworowskiej-Duchlińskiej przyciągają wzrok oszczędnym rozwiązaniem formalnym i mnogością znaczeń.
Książka „TORO” powstała dzięki współfinansowaniu przez Bibliotekę Publiczną w Piasecznie. Stanowi duet edytorski z „Czarnym Kapturkiem” tych samych autorek.
Obie książki do kupienia na www.czarnykapturek.pl.
film: Rafał Grabarczyk
***
Po przeczytaniu „TORO”:
To, co widzimy w lustrze czy w zniekształconym odbiciu w wirtualnej rzeczywistości, w spojrzeniu w wodę, nie zawsze jest zgodne z tym, jakimi jesteśmy naprawdę. Jeszcze większym kłopotem staje się akceptacja siebie z bagażem wypełnionym oczekiwaniami, wymaganiami, pielęgnowanymi kompleksami. Jak bumerang powraca zadanie, któremu wielu nie jest w stanie sprostać przez całe ziemskie życie: polubić siebie.
Jeśli ktoś z nas jest oszustem, to może wszyscy nimi jesteśmy? Obnażenie prawdziwego oblicza rodzi pytanie, czy ci, którzy zaczęli wytykać palcami „inność”, sami pozostają bez skazy. Autorki dekonstruują dulszczyznę we właściwy sobie sposób, wprowadzając pytania o hipokryzję, o potrzebę dostosowania się do wybranej grupy: czy to rówieśniczej, czy to społecznej. Zbudowana przez nie metafora brutalnie punktuje ludzkie przywary, od jakich – nieszczęśliwie – nie jesteśmy wolni.
Karolina Grabarczyk i Nika Jaworowska-Duchlińska stworzyły uniwersalną opowieść, która może być czytana rozmaicie. Jednak tym, co uderza ze zdwojoną siłą, jest problem z samoakceptacją. Jak zatem widzimy samych siebie? Jak chcielibyśmy, aby nas widziano? Na jakie krzywe zwierciadła natrafiamy? Jak złudna bywa aprobata grupy, w której się znajdujemy? Jak rodzą się podziały i do czego prowadzi wykluczenie?
Czasem… do odnalezienia siebie.
Czy Toro jest każdym z nas?
Georgina Gryboś-Szczepanik
literackakavka.pl
A rżał będę najgłośniej! Zanosił się będę tym śmiechem!… ale kulił będę pod siebie ogon, by nie zdradził, żem nie rumak, a zebra.
Dziękuję Nice Jaworowskiej-Duchlińskiej. Jej monochromatyczne ilustracje doskonale oddają bezwzględność zero-jedynkowego myślenia, za którą płacimy surowością wobec siebie i innych.
Wyrazy uznania należą się Karolinie Grabarczyk za niezwykle prosty opis złożoności zebry. Powszechnie panuje teoria, że pasy są u tych zwierząt kamuflażem, formą ochrony przed drapieżnikami. Chęć ukrycia swojego kamuflażu, z założenia, uchodzić może za szczyt towarzyskiej hipokryzji. Naukowcy powiedzą Wam jednak, że wzory pasów są unikalne jak ludzkie linie papilarne. To zaś, w stadzie, stanowi o rozpoznawalności, o sile, roli społecznej, wyjątkowości każdego osobnika.
Zderzamy się więc z ukrywaniem swojej siły, nieprzeciętności, pięknej odrębności. Dotykamy brzemienia, jakie noszą wszyscy odmieńcy, Jednostki Niepospolite, często zaniżające swoją wartość, by móc pozostać w stadzie.
„[…] bo toro znaczy «byk». A byki są silne i nikt im nie podskoczy. Wie o tym Toro, wiedzą o tym wszyscy.”
Groszek Stanilewicz
terapeutka zajęciowa, autorka,
Łowczyni Słów, opowiadaczka
Poraził mnie ten krótki, mocny tekst. Zahipnotyzowały subtelne, graficzne ilustracje. Jesteśmy przyzwyczajeni, że przy tekstach o inności schemat narracji schodzi na nieśmiertelne „Brzydkie Kaczątko” Andersena, gdzie inność jest odrzucana, ale na koniec okazuje się, że jest jakoś lepsza, wynagradzana. W przypadku książki Karoliny Grabarczyk i Niki Jaworowskiej-Duchlińskiej czeka nas samo życie – odmienność zazwyczaj nie jest lepsza ani gorsza. To my ją wartościujemy. Udając kogoś, kim nie jesteśmy, z gruntu skazujemy się na porażkę, zdradzając to, kim naprawdę jesteśmy. Pewnie konie polubiłyby zebrę, nie myślałyby za wiele o jej paskach. To ważny i odkrywczy przekaz, nie tylko dla młodego czytelnika. Bez dydaktyzmu, bez łatwych rozwiązań. Dłuższą chwilę trawiłam myśl: najważniejsze, by poznać siebie i siebie polubić. Ale pewnie każdy znajdzie w tym tekście coś innego i uniwersalnego:
– Czy nam również zdarza się zamalowywać nasze paski?
– Lepiej szukać innych zebr, czy wręcz przeciwnie – bycie zebrą wśród koni może być wzbogacające?
– I skąd dla zebry imię oznaczające Byka? Czy to czysty przypadek?
Nie mogę się doczekać, aż pokażę tę książkę moim dzieciom. Czuję, że jest to lektura na wiele wieczorów.
Olga Ślepowrońska
psycholożka, inicjatorka projektu CzujCzuj, z którym dociera do dzieci z grup narażonych na wykluczenie społeczne oraz SPA dla Mam. Wspieramy – wielowymiarowej sieci wsparcia dla opiekunów i opiekunek osób z niepełnosprawnością. Autorka książki dla dzieci „Klimatyczni” o ludziach, którzy zrobili coś dla klimatu, tego na świecie i tego między ludźmi
Jak się ma słabość w świecie kultywującym siłę, atrakcyjność i sukces? W rzeczywistości, w której zawiść przeplata się z zazdrością? Ile waży twoje imię? Twoje pochodzenie, status społeczny? Jakim echem pobrzmiewa twój śmiech, gdy chwiejesz się na boki jak pasiasty zadek, który jest zbyt, za bardzo i aż? Jak ci się idzie w mroku, w którym spojrzenia innych nie robią wcale za latarnie? W dodatku blask, który rzucają, jest zimny, migotliwy i krótki. Jak się masz w staraniach bycia rybą, ptakiem, zebrą, koniem, bykiem… kimkolwiek? Dobrze ci się ucieka w kolejne wersje nie-siebie?
„TORO” to przypowieść o stwarzaniu i grze pozorów. Po to, żeby nikt nie odkrył, kim jesteś naprawdę? A może prawda jest taka, że dla siebie nie ma cię wcale?
Iga Zakrzewska-Morawek
Halo, halo! Jest tu kto? Dzień dobry Ziemianie, tu UFOki! Przybywamy w pokoju! O rany, wy wszyscy jesteście jacyś INNI. Jeden do drugiego niepodobny, kolorowi jak guziki w sterowni, chociaż widzimy, że i klony się zdarzają. Widzimy, że macie zamęt i głupio się dzieje. Lecicie z nami w Dobry Kosmos, czy zostajecie na smutnym łez padole? Halo!!!!
Nadeszła pierwsza chwila. – W Polsce zawsze jest tak zimno? – Zimno? – No tak, przecież u Was to zawsze mróz i śnieg skrzypi pod butami, jak w Rosji. – Czy w Anglii zawsze pada deszcz? – No nie, mamy ładną wiosnę i krótkie, ale słoneczne lato. – U nas wcale nie jest inaczej.
Nadeszła druga chwila. – Przyniosłam ci kilka rzeczy dla dzieciaków. Pomyślałam, że pomogę ludziom w Polsce. – Dziękuję, ale wiem, że w Anglii też wiele osób potrzebuje wsparcia. – No wiesz, nie bądź taki niemiły. Po prostu chciałam pomóc. – Dziękuję, ale możemy to zrobić inaczej.
Nadeszła trzecia chwila. Poleciałabym gdzieś na urlop, najlepiej do Brazylii. – Ładny kraj, od dziecka zachwycałem się tamtejszymi lasami. – Plaże mają ładne, byłeś? – Dużo czytałem o Brazylii. – Ja byłam i świetnie się bawiłam. No inaczej jest tylko czytać, lepiej tam być i zobaczyć. – Nie inaczej to widzę.Nadeszła czwarta chwila. – No co ty? Płaczesz na widok sera? Nie byłem w Polsce jakiś czas, dzieciństwo mi się przypomniało. Wiesz, za dziecka wakacje spędzałem na wsi. Piłem mleko od krowy, jadłem kozi ser, uwielbiałem placek drożdżowy. Niebo w gębie! – Nie cierpię angielskiego jedzenia, zawsze chodzimy na tajskie lub meksyk. – Co kraj, to obyczaj. – No tak, w każdym jedzenie smakuje inaczej.
Nadeszła piąta chwila. – Wiesz, myślę sobie czasami, że inność jest wymyślona. No co ty nie powiesz, jak to? Pchamy się, gdzie nas nie chcą, porównujemy z innymi w nieskończoność, szukamy różnic, gdzie ich nie ma, a w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tacy sami. – Nie rozumiem. – Każdy żyje po swojemu. Jeden jest taki, a drugi owaki, trzeci bywa siaki. Może lepiej poszukajmy co nas łączy, a nie różni. – Byłoby lepiej, ale ja i tak ciebie lubię. – Sama widzisz. Jesteśmy tacy sami. – No nie, ja jestem z Anglii, a ty jesteś z Polski.
Nadeszła szósta chwila. Robaki INNOŚCI zjadają Ziemię.
Witek Resterniak
Jestem w kropce.
Facet, co kiedyś nawet i pracował,
a potem wyjechał i głównie cieszył się życiem,
spacerując bez końca po plażach
z ukochaną żonką i nieodłącznym Panem Psem
„Tofik, ale chodź normalnie”*
– A ty, kiedy wrócisz do szkoły? – pytam Renatę po obejrzeniu kolejnego odcinka „Ani, nie Anny”.
– Nie wrócę – odpowiada Renia, tuląc twarz gdzieś w szyi za moją twarzą.
– Dlaczego? Popatrz, Ania w końcu wróciła i chyba będzie zadowolona. Ty miałabyś codziennie Gizelę, może siedziałybyście w jednej ławce… – wydeptuję podstępnie grunt.
– Nie pójdę. Ja też jestem inna!
I koniec knucia. Liczę, że kiedyś się przekona, że nie trzeba będzie na siłę.
Tak, Renia jest inna. Tę inność widzi każdego dnia, w każdej chwili, gdy spogląda w lustro, gdy dotyka głowy, a tam nie ma włosów, gdy pod palcami czuje blizny po operacjach i tracheotomii, gdy nie może biegać, skakać, śpiewać, pojąć rzeczy, które jej rówieśnicy chwytają w lot.
Szkoła, do której chodzi Renata, z innością dzieci jest już opatrzona. Klasa Reni naprawdę jest wyjątkowo zintegrowana i nie wytyka nikogo palcami. A jednak…
Lęk przed byciem odmiennym tkwi w nas głęboko. Im dłużej izolujemy się od tych, którzy potencjalnie mogą nas zranić, tym trudniej stawić czoło problemowi.
W pamięci miga mi moja trzecia klasa. Przeprowadziliśmy się ze wsi do Przemyśla, tego „wielkiego miasta”, i już na wstępie usłyszałam, że jestem wieśniarą i noszę ubrania po starszych członkach rodziny. A przecież wtedy większość tak nosiła! Nienawidziłam tej szkoły, tej klasy, tego czasu. Z ulgą rok później zmieniłam szkołę. Tam wszyscy byliśmy nowi i równi.
Dwa lata temu, kiedy większość czasu spędzaliśmy w szpitalu, były momenty, gdy wolałam zamknąć za sobą drzwi znienawidzonego oddziału i na nim zostać, by uniknąć spojrzeń, komentarzy, pytań, a przecież zdecydowana większość z nich była wynikiem troski i współczucia. Ciężko być innym pośród tych, którzy są „normalni”. Ciężko pozostać sobą i nie pogubić się pomiędzy swoimi emocjami, lękami a zaciskaniem zębów i przywdziewaniem maski. Niejednokrotnie jako dorośli udajemy przed innymi, a dzieciom, które walczą o dopasowanie się do grupy, mówimy: „Tofik, ale chodź normalnie”.
Mówi się, że okres lockdown’u odbije się na psychice dzieci zamkniętych w domach. Niewątpliwie tak, choć zdaje się, że dla nich cyfrowa rzeczywistość nie jest tak brutalna jak dla nas. Boli mnie jednak, że nie dba się o dzieci siłą wyrwane z normalnego życia do izolacji, że brakuje (zwłaszcza w szpitalach) odpowiedniej opieki psychologicznej, że – gdy problem narośnie i z dołka powstanie bezdenna czarna dziura – nie będzie specjalistycznej opieki psychiatrycznej (dzięki Jurek Owsiak i WOŚP, że widzicie ten problem); boli mnie to, że (pomimo wprowadzania programów profilaktycznych w szkołach) jako społeczeństwo wszystko staramy się równać do „normy”, prostujemy, naginamy, omijamy, nie widzimy. Oczywiście, generalizuję, jednak mam wrażenie, że nie potrafimy akceptować kogoś innego od naszych wyobrażeń. A przecież gdyby nie „inność”, stalibyśmy się przeciętni i nudni, pozbawieni geniuszu.
Marzę, aby bycie innym uczyło wrażliwości i stało się synonimem wyjątkowości. Marzę, żeby Tofik nie próbował naśladować większości, lecz by z własnego przekonania chodził normalnie, zgodnie ze swoimi predyspozycjami.
* Kabaret Ani Mru Mru; Tofik
Iwona Zając, Mama Reni i Artura, Żona Tomka
Rodzina żyjąca w cieniu choroby Reni.
Rodzina wspierająca inne Rodziny żyjące w cieniu chorób Ich Dzieci.
reniawalczyzrakiem
Ludzie to zwierzęta stadne. Akceptacja ze strony innych, czy poczucie przynależności do jakiejś grupy to elementy niezbędne do funkcjonowania człowieka. Niestety potrzeby te są tak silne, że kwestia życia w zgodzie ze swoimi upodobaniami, wartościami i poglądami schodzi na drugi plan. A działanie wbrew sobie i swoim odczuciom, brak możliwości pokazania swojego prawdziwego „ja”, i życie kierowane szukaniem poklasku u innych ludzi to prosta droga do braku poczucia szczęścia, spełnienia, czy po prostu zwykłej radości z życia.
Nonkonformizm, chociaż często satysfakcjonujący może być bardzo trudny. Dlatego tak niewiele osób się na niego decyduje. Wolą żyć pod dyktando innych, bo wydaje im się, że inaczej nikt, by ich nie polubił i nie zaakceptował. Dlatego wolą ukrywać swoje „paski”, bo mają wrażenie, że są jedynymi zebrami na świecie. A to nie prawda. Istnieje bardzo dużo zebr. Wiele z nich nie jest dostrzegana, bo ukrywa swoją prawdziwą naturę ku aprobacie koni. Bardzo często dlatego, że nigdy w życiu nie spotkały się z kimś takim jak one same. Dlatego warto pokazywać „paski”. Nawet kiedy myślimy, że jesteśmy w tym jedyni w swoim rodzaju. Bo to daje odwagę. Odwagę do wyjścia z ukrycia, do pokazania swojej prawdziwej natury. Do bycia dumną i pewną siebie, i swojej wartości zebrą, która wie, że nie jest w tym sama. Zawsze znajdzie się ktoś, kto Cię zrozumie. Nawet jeśli czujesz się najbardziej samotną i wyobcowaną istotą na świecie. Jest wielu ludzi, którzy czują się dokładnie tak samo… że nikt inny nie ma takich przeżyć, uczuć, czy poglądów, że nikt ich nigdy nie zaakceptuje takimi, jakimi są, że nie ma ludzi, którzy ich zrozumieją. Ale to nie prawda. Jest wiele takich osób. A kiedy się znajdziecie, świat nabiera innego znaczenia. Kiedy poczujesz zrozumienie ze strony drugiej osoby i akceptację tego, jakim jesteś, nabierasz odwagi.
Możesz być sobą. Nosić to, na co masz ochotę, mówić to, co naprawdę uważasz, robić to, na co masz najbardziej ochotę. Prezentować swoje „paski” w pełnej okazałości. Często znalezienie takich osób może wydawać się trudne, ale jest możliwe. Dlatego warto szukać. Bo kiedy się znajdzie, życie staje się… po prostu lepsze. I w końcu poznajesz, co znaczy słowo: wolność.
Sara Wójcik
studentka psychoseksuologii, miłośniczka podróży, muzyki i aktorstwa. Buntowniczka, która lubi chadzać własnymi ścieżkami i brać z życia ile się da.
zdjęcia: Rafał Grabarczyk