Miłość na dzikim zachodzie

„Zwierzęta, które znałem”

Życie dzikiego zwierzęcia zawsze kończy się tragicznie. Taką teorią kierował się Ernest Thompson Seton (pseudonim Czarny Wilk), z determinacją dążąc do celu. Postawa  godna naśladowania? To zależy. Głównie od celu. Seton przez sporą część życia był bowiem nie tylko miłośnikiem natury, rysownikiem oraz pisarzem, ale i bezwzględnym myśliwym, specjalizującym się w eliminowaniu wilków. Swoją łowiecką działalność traktował poważnie i z namaszczeniem. Przede wszystkim ambicjonalnie, co kazało mu za wszelką cenę ukończyć wyznaczone sobie zadanie.

Od 31 stycznia 1894 roku z jego rąk nie zginął żaden wilk. Seton stał się obrońcą przyrody i kultury północnoamerykańskich Indian oraz założycielem ruchu Woodcraft. Co wydarzyło się ponad sto lat temu, że gruboskórny mężczyzna stał się wrażliwym człowiekiem? Natura upomniała się o swoje prawa w subtelny, ale jakże dobitny sposób.

Ernest Thompson Seton: Od czasów Lobo, moim najszczerszym życzeniem było uświadomienie ludziom, że wszystkie nasze rodzime dzikie zwierzęta są niezwykle cennym dziedzictwem, którego nie mamy prawa niszczyć, ani odbierać do niego dostępu naszym dzieciom”.

Kim był Lobo? Królem Currumpaw – przewodnikiem watahy wilków szarych, bezwarunkowo oddanej przywódcy i cieszącej się złą sławą wśród hodowców bydła oraz kowbojów. Przez ponad pięć lat cała dolina odczuwała jego despotyczne rządy, wszyscy życzyli mu więc rychłej śmierci. Stado było jednak nieuchwytne. Odznaczało się nienaganną kondycją, a jego przywódca nieprzeciętną inteligencją i sprytem. Nad doliną Currumpaw zawisł strach i przekonanie, że wataha posiada nadprzyrodzone moce, a sam Lobo nie jest zwykłym wilkiem, lecz wilkołakiem. Wyznaczono więc wysoką nagrodę za jego głowę.

Seton przybył, do Nowego Meksyku, w 1893 roku z zamiarem wyeliminowania drapieżnika. Miał duże doświadczenie w polowaniu, a po jego rękach nieraz spływała wilcza krew, liczył więc na szybki sukces. Tym razem musiał jednak poczekać. Stary bandyta przechytrzył mężczyznę wielokrotnie, omijając wszystkie zastawione sidła i pułapki.

Samiec wilka nigdy nie opuszcza swojej samicy. Kluczem do pojmania Lobo okazała się jego miłość do białej wilczycy Blanki. Wkrótce po jej ujęciu, przez Setona, duch Lobo upadł na zawsze. Samiec poddał się praktycznie bez walki. Odszedł w niewoli, wpatrując się w dolinę Currumpaw. Ponoć jej mieszkańcy słyszeli wtedy trzask pękającego serca.

„Wilki z Nowego Meksyku”

Pięć lat temu William Grill dokonał w antykwariacie odkrycia, które zaowocowało powstaniem jego drugiej, po „Wyprawie Shackletona”, książki obrazkowej „Wilki z Nowego Meksyku”. Studwudziestoletni egzemplarz „Zwierząt, które znałem” Ernesta Thompsona Setona, oprawiony był w naturalną skórę w kolorze głębokiej czerwieni. Jedno, z zawartych w niej, krótkich opowiadań „Lobo, król Currumpaw” odcisnęło na Grillu wyraźne piętno i nie dało o sobie zapomnieć.

William Grill: Byłem wstrząśnięty. Historia Lobo wywołała we mnie silne emocje, bo odwoływała się do relacji człowieka z naturą również w dzisiejszych czasach. Mówiła o tym, że nigdy nie jest za późno, by się zrehabilitować”.

Cztery lata później Grill wyjechał do Nowego Meksyku. Spędził miesiąc na obozowaniu, rysowaniu i zbieraniu materiałów do nowej książki. Eksplorował terytorium Lobo, by poczuć więź z jego historią i oddać klimat miejsca.

William Grill: „Podróż do Nowego Meksyku pozwoliła mi na wykonanie dużej ilości szkiców i zdjęć, co miało ogromny wpływ na stronę wizualną książki. Wilki nie żyją już dziko w dolinie Currumpaw, spędziłem więc tydzień w rezerwacie zwierząt, obserwując ich zachowania, pozy, ekspresję i rysując to, co widziałem”.

Kolor odgrywa ważną rolę w pracach Grilla. Nadaje im ton i podkreśla nastrój, w jakim prowadzona jest opowieść. Podświadomie działa na wyobraźnię, ukierunkowując czytelnika na konkretny sposób odczuwania. Według autora mniej znaczy więcej, używa więc około sześciu kolorów na jedną książkę, by uniknąć bałaganu. Wszystkie ilustracje wykonane są ręcznie, przeważnie przy użyciu jego ulubionych kredek Polychromos Faber-Castell. Północy Nowy Meksyk ma zimą barwę błota, powstałą z trzech dominujących wówczas w przyrodzie kolorów: brązowego, ciemnoniebieskiego oraz szarego.

William Grill: „Szukałem inspiracji również we wzorach makat i pledów, wykonanych przez rdzennych Amerykanów. Przeważały na nich kolory ziemi, wykorzystałem je więc w „Wilkach z Nowego Meksyku”.

Praca nad książką trwała około półtora roku, ale pomysł dojrzewał o wiele dłużej. Najtrudniejsze okazało się sprowadzenie opowieści do najistotniejszych elementów i pominięcie pozostałych, równie ważnych wątków. Co zadecydowało, że motywem przewodnim książki stała się miłość Lobo i Blanki? Dlaczego, w warstwie literackiej, pominięci zostali rdzenni Amerykanie, choć ich obecność w warstwie graficznej jest bezsprzeczna? Czy kluczem do zrozumienia prac Grilla jest on sam?

Karolina Grabarczyk: Will, obie twoje książki bazują na historycznych wydarzeniach o sile natury, przyjaźni, miłości, odwadze, wytrwałości ludzi i zwierząt, niezłomności charakteru, szukaniu przeznaczenia oraz spełnianiu marzeń. Czy te wartości są dla ciebie ważne?

William Grill: Tak, mogę śmiało powiedzieć, że te wartości są dla mnie bardzo istotne. Dorastałem w wiejskiej części South Downs. Spędzałem dużo czasu na łonie natury, budując kryjówki i okazjonalnie polując. Myślę, że to miało na mnie duży wpływ. Teraz, gdy jestem dorosły, myślę o wielu rzeczach inaczej. Bardziej interesuje mnie nasza relacja z naturą, tym, co ona w nas wyzwala i dlaczego tego potrzebujemy. Pewnie chodzi o to, jak pozwala nam się poczuć. Gdy poruszasz się po dzikich miejscach, nagle zdajesz sobie sprawę, że przed sobą widzisz cały system, który działał idealnie, przez wieki, bez udziału człowieka. Język natury i jej architekturę, tak  inną od naszej, cudownie się odkrywa, nawet gdy się jej w pełni nie rozumie.

Rysobookożercy

Młodzi uczestnicy autorskich warsztatów artystyczno-edukacyjnych Rysobookożercy, po sukcesie wspólnej ekspedycji, zorganizowanej na podstawie „Wyprawy Shackletona”, tym razem przenieśli się do Nowego Meksyku w poszukiwaniu miłości… do przyrody.  A zwłaszcza do wilków, by odczarować ich złą sławę i nauczyć się szacunku do natury. Podróż zakończyła się spektakularnym sukcesem, zwieńczonym wspólną ilustracją i niekończącymi się rozmowami o pięknie dzikich zwierząt.

zdjęcia: Nika Jaworowska-Duchlińska

Rysobookożercy dają głos

2W: Co to jest miłość?
Rysobookożercy: Miłość to moc, namiętność, bezinteresowność, całowanie, ślub, no i dzieci. Czasem też pogrzeb.
2W: Kogo lub co można kochać?
Rysobookożercy: Można kochać przyrodę, dzieci albo siebie.
2W: A za co wy kochacie siebie?
Rysobookożercy:  Za to, że jesteśmy, żyjemy, tworzymy, mamy marzenia i wyobraźnię. Kochamy siebie za śmiech, odwagę, pewność siebie i ładny głos. A także za to, że mamy fajnych kolegów.
2W: Przywitacie się z Williamem?

***

W tekście wykorzystano wypowiedzi Williama Grilla z angielskojęzycznych wywiadów, które ukazały się na stronach internetowych: www.nobrow.net (czerwiec 2016), www.publishersweekly.com (lipiec 2016), oraz www.headlessgreg.com (lipiec 2016).

Z tej samej serii:
By endurance we conquer

okładka: Nika Jaworowska-Duchlińska